poniedziałek, 13 stycznia 2014

O równości płci, czyli jestę hipsterę

Mój tata, gdy odbierał mnie z przedszkola, usłyszał od Pani wychowawczyni:
- Wie pan, trochę się martwię, bo dziewczynki zwykle bawią się lalkami i wożą je w wózkach. Chłopcy natomiast samochodzikami i jeżdżą nimi po podłodze. Pana córka natomiast wkłada samochodzik do wózka i tak się bawi...

Skoro blog ma być o macierzyństwie, rodzicielstwie i wychowaniu, to nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wspomnieć o dżenderze, przechrzczonym przez nas na denżer :D A to dlatego, wpadł mi ostatnio w ręce Gość Niedzielny, przeczytałam i przelękłam się. Niestety nie znalazłam w Sieci dokładnie tego felietonu, który zagotował we mnie krew (nawet 2 zagotowały), ale co potrafią dziennikarze gościa, można zobaczyć tutaj

Nie jestem obiektywna (j
ak ktoś za walką z gender, niech dalej nie czyta :P), piszę pod wpływem wzburzenia i zapewne nie mam racji, ale uważam, że Kościół i prawicowi publicyści próbują z zamkniętymi oczami walić mieczem w to szatańskie gender, nie patrząc, gdzie trafiają. Niszczą tym samym owoce pracy wielu socjologów, którzy poświęcili się badaniom nad wpływem kultury, tradycji i religii na płeć. Sceptycy boją się wykorzystania tej nauki do inżynierii społecznej, konkretnie do nowego ukształtowania roli rodziny, przyzwolenia na związki osób tej samej płci i adopcji dzieci przez takie pary. Nie biorą jednak pod uwagę, że wiele badań nad gender ma bardzo pozytywny wpływ na  zmiany społeczne, typu wyrównanie szans na rynku pracy dla kobiet czy umożliwienie mężczyznom partycypacji w urlopie rodzicielskim.

Wracając do Gościa - czy kogokolwiek tam interesują te pozytywne i nierewolucyjne zmiany? Z jednej strony wyśmiewa się w nim gender jako dążące do równouprawnienia kobiety i mężczyzny, zupełnie przecież niepotrzebnego, bo w katolickiej rodzinie ta równość jest od dawna. W innym miejscu czytam, że równouprawnienie w ogóle nie jest możliwe, bo wiadomo, że chłop to chłop, a baba jest babą. W dodatku - i tu wyciąg z "ulubionego" felietonu - niech się kobiety nie dziwią, że zarabiają mniej, skoro zachodzą w ciąże, siedzą nie wiadomo ile z bachorami na urlopach i jeszcze potem biorą opiekę, jak dzieci chore. Po co więc podnosić kwalifikacje kobiet czy zachęcać tatusiów do brania urlopów na dzieci, skoro to zaburza boski ład w rodzinie?

Zwykle uważa się, że my kobiety jesteśmy strasznie biedne - musimy zachodzić w te straszne ciąże, grubniemy, puchniemy, rodzimy w takich straszliwych bólach, a potem jeszcze musimy siedzieć w domu, niańczyć bachory i być mod (mlekomat on demand). W tym czasie nasze stanowisko pracy zajmuje jakiś młody, zdolny (oczywiście mężczyzna), który siedzi po godzinach, bo nie ma rodziny (albo właśnie ma i woli "odpoczywać" od wrzasku dzieci w pracy). Nasz chłop w tym czasie spokojnie siedzi w robocie, wychodzi z kolegami na piwo i chwali się zdjęciami pociechy, dumny jak paw, nie ponosząc tych wszystkich wyżej wymienionych "kosztów" posiadania dziecka. 


Ja patrzę na to z zupełnie innej strony. Mężczyzna nie może tego wszystkiego doświadczyć, przeżyć, poczuć - pierwszych ruchów dzieciątka, tego momentu, gdy maluch ląduje na brzuchu zaraz po porodzie, karmienia piersią i wspólnych chwil na urlopie macierzyńskim. Równości nie ma i nigdy nie będzie, a licytowanie się, kto ma lepiej nie ma sensu. 


Szkoda jednak, że Kościół wszedł na ścieżkę inkwizycji obierając sobie wroga, którego nie potrafi nawet poprawnie zdefiniować, a ludzie podłapują temat bezrefleksyjnie. Rozumiem, że rozwody i alkoholizm w polskich rodzinach oraz nadużycia i pedofilia wśród księży to tematy dla Kościoła zbyt trudne, żeby im wypowiadać taką wojnę.



1 komentarz:

  1. normalnie aż mi się coś dzieje w środku na te pomysły dżenderowe. że też tak niewiele osób zastanawia się - tak jak Ty - jakie ten straszny dżender ma pozytywne strony. szlag mnie trafia - bo ja jako dziecko ładowałam woreczki z grochem na przyczepkę traktora i uwielbiałam resorówki. lalkami zaczęłam się bawić dopiero jako 6-latka. i nie czuję się skrzywiona ani zniszczona psychicznie. z drugiej strony Mąż mój cudownie opiekuje się naszym dzieckiem, prasuje lepiej ode mnie itp. i uważam, że to nas tylko ubogaca zamiast spłycać naszą relację tkwieniem w stereotypach płciowych. i wkurza mnie, kiedy Kościół - który mimo wszystko staram się szanować - sprowadza dżender do zmiany płci i homoseksualizmu, a to przecież całkiem nie o to chodzi.

    OdpowiedzUsuń