poniedziałek, 13 stycznia 2014

Przed powrotem do pracy

Mój nastrój związany z końcem urlopu zmienia się w zasadzie codziennie. Jednego dnia odliczam, ile pozostało mi do odzyskania wolności, a kolejnego łapię doła, że kończy się najpiękniejszy okres w moim życiu.

W okolicach 5-6 miesiąca życia Wojtka, czyli kiedy kończył mi się urlop macierzyński i zaczynało 8 tygodni rodzicielskiego, doszłam do wniosku, że już wiem, skąd ta długość 26 tygodni - bo matka nie jest w stanie dłużej wytrzymać z dzieckiem w domu. Proste. 

Później mój pogląd w tym temacie zaczął powoli ewoluować. Po pierwsze dlatego, że Wojtek wpadł w dobry rytm - zaczął porządnie sypiać w dzień, nie 5 razy po 20-30 minut, ale 2 razy po ponad 1h, czasami nawet 2h. 

Po drugie dziecko zrobiło mi się bardziej samodzielne, poprzez zdobycie umiejętności przemieszczania się. Teraz można go zostawić na kocyku nawet na 1,5h i w tym czasie sam pięknie się sobą zajmuje, zwykle wędrując po zakątkach pokoju i opowiadając mi przy tym mnóstwo historii. 

Po trzecie w końcu - odwiedziłam kilka razy moje biuro, posłuchałam opowieści, nad czym pracuje mój zespół i co ja sama będę robić po powrocie i z dumą stwierdziłam, że nie ma zacniejszego projektu, niż projekt Wojtek. Co prawda mało tu rzeczy dzieje się zgodnie z planem (słowo plan dawno zostało wykreślone z mojego słownika), ale przyrost  i efekt są bezcenne i dają czystą satysfakcję. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że pracowałam z zapałem do końca 34. tygodnia ciąży po kilkanaście czasem godzin dziennie i naprawdę lubię moją robotę. 

Mam nadzieję, że powrót, który już za tydzień, dobrze mi zrobi. O Wojciecha też się nie martwię - zostaje w tatusiowych rękach :)


1 komentarz:

  1. fajnie, że możecie się tak podzielić tym urlopem:-) myślę, że to bardzo dobre doświadczenie i dla Was, i dla Wojtka:-) myśmy się nad tym zastanawiali, ale finansowo całkiem totalnie nam się to nie opłaca, bardzo ciężko by nam było.

    OdpowiedzUsuń