poniedziałek, 24 lutego 2014

Po powrocie do pracy...

Minęły 4 tygodnie odkąd wróciłam do pracy i śmiało mogę powiedzieć - nie taki diabeł straszny... Tata i opiekunka sprawdzili się wyśmienicie, a mama trochę odżyła. Ale od początku...

Wszelkie obawy, jakie miałam, związane były z karmieniem. Wojtek to typowy cyckolub i po prostu nie wyobrażałam sobie, że przez 9-10h damy radę (on bez mleka, a ja z mlekiem). Tygodniowe przygotowania dały świetny efekt. Przez pierwsze 2 tygodnie Wojtek jadł podczas mojej nieobecności MM 120ml, zupkę 200ml, MM 90ml, owoce. Potem przeszliśmy na tryb MM 120ml+1/3 porcji kaszki, zupka 200ml, II danie 150ml, owoce. Dziecie nadal nie pije nic poza rozcieńczonym sokiem, czasem nie pogardzi herbatką owocową.

Druga kwestia to - czy tata nie osiwieje, poradzi sobie i czy Wojtek to przeżyje. Jest nieźle - co prawda tata utrzymuje, że nie potrafi zabawić syna i że młodzież się nudzi, ale ja tam wcale tego nie widzę, a wręcz przeciwnie - kontakt mają świetny.

Opiekunka - z powodu szkoleń taty Wojtka musieliśmy wspomóc się opiekunką i mieliśmy mnóstwo szczęścia - nasza sąsiadka zza ściany przejęła Wojtka na 2 razy po 5 dni i to był strzał w 10! Nawet mama nie potrafi tak zapanować nad własnym synem, jak ona. Wszyscy jesteśmy bardzo zadowoleni.

Tęsknota - no cóż - nie będę ukrywać, że na początku było super ;) Przez pierwsze dni raczej nie tęskniłam, odczuwałam tylko lekki niepokój, czy wszyscy w domu mają się dobrze... Potem, gdy przeszedł mi entuzjazm, że wróciłam do pracy, zaczęło mi być ciężko wyjść rano z domu i zostawić tą słodką istotkę...

Praca - wracałam pełna entuzjazmu i z myślą, że moja praca jest naprawdę super. Trochę mi ten entuzjazm ostygł, ale nadal uważam, że decyzja o powrocie była słuszna i w doskonałym momencie. Jedyne, co mnie zaskoczyło to to, że trochę nie pasuję do mojego nowego zespołu - 4 chłopaków, 1-3 lata młodszych, singli, bezdzietnych... Nie to, że nie mam z kim gadać o pieluchach, a chciałabym, ale jakoś tak średnio się czuję w tym towarzystwie...

To już 5. tydzień, a ja nadal przychodzę do biura pełna energii. Sama siebie nie poznaje. Dziecko nauczyło mnie, że ciągle trzeba coś robić i aż się źle czuję, gdy mam spokojniejsze dni w pracy. Mam zamiar wykorzystać ten mój zapał, bo zawsze słyszałam "zdolna, ale leń". Może do czegoś jeszcze dojdę ;)

2 komentarze:

  1. oby tak dalej! :) Agulek pokrzepiające jest to co piszesz, może powrót do tyrki nie będzie taki zły... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie czytać, że dobrze się odnalazłaś w powrocie do pracy:-) ja już się zaczęłam przejmować, że kiedyś będę musiała wrócić;-)

    OdpowiedzUsuń